Polska edukacja woła o pomoc. Prawda o nauce w trybie zdalnym
- Kongres Kobiet
- 25 mar 2020
- 4 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 30 mar 2020

Polska edukacja nie zadziałała w trybie online.
W walce z groźnym wirusem, duża część gospodarki oraz innych funkcji publicznych przeszła na status online. Z dnia na dzień nakazem MEN na ten tryb przeszły w Polsce wszystkie szkoły. MEN zapewnia nas o sukcesie operacji. Jak w rzeczywistości wygląda organizacja nauki w trybie zdalnym w polskich systemie edukacji? Zweryfikujmy uspokajające zapewnienia ministra Edukacji Narodowej Dariusza Piontkowskiego o sprawnie działających systemach we wszystkich szkołach i braku zagrożenia dla spadku poziomu nauczania. Wydaje się, że teza MEN, iż 90 % szkół pracuje zdalnie nie jest prawdziwa. Nie wiadomo na jakich danych opierał się minister przekazując te optymistyczne wizje, szczególnie, że do 20.03 MEN zbierało informacje na temat posiadanego przez szkoły sprzętu. Przeprowadzone ze szkołami i uczniami rozmowy wskazują, że proporcja może być najwyżej odwrotna tj. ok. 10% szkół pracuje zdalnie. Najprawdopodobniej minister miał na myśli przesyłanie do uczniów w systemie Librus informacji, czego uczniowie mają się nauczyć, ale to przecież nie oznacza nauczania zdalnego. Przesłanie do uczniów i rodziców materiału jaki uczeń ma samodzielnie w domu opanować, to nic innego jak przenoszenie odpowiedzialności za edukację na dom.
Temat nadmiernego obciążenia rodziców i dzieci nauką opisywała już Gazeta Wyborcza: rodzice i dzieci dwoją się i troją aby wygórowane wymagania spełnić. Warto przypomnieć, że podstawy programowe w polskich szkołach są tak obszerne, iż nawet najlepszy nauczyciel ma trudności z ich realizacją podczas zajęć szkolnych. Znana jest statystyka, mówiąca, że najlepsi nauczyciele są w stanie wdrożyć 80%, a nauczyciele o mniejszej sprawności tylko 60% programu. Pozostałe 20 czy 40% musi nadrabiać uczeń w domu z pomocą rodziców i korepetytorów. I tu rzeczywiście mamy 90%, bo właśnie taki odsetek uczniów korzysta z pomocy zewnętrznej nie mogąc poradzić sobie z materiałem. A rynek korepetytorów w odróżnieniu do szkól poradził sobie z nauczaniem zdalnym wyśmienicie; nieomal wszyscy korepetytorzy przeszli natychmiast na tryb online.
Nierozwiązanym, a bardzo ważnym wyzwaniem pozostaje weryfikacja nabytej samodzielnie w domu wiedzy. Czy szkoły mają pomysł jak to robić? No i czy zaplanowany na początek maja egzamin maturalny ma szansę realizacji? Oczywiście polskie szkoły starają się jak tylko mogą wspierać uczniów w tej trudnej sytuacji. Nauczyciele i uczniowie robią co mogą, aby kontynuować naukę, jednakże brak jest systemów wspierających i pomysłów na przekazywanie wiedzy. Modyfikacja programów nauczania i dostosowanie ich do zupełnie nowych warunków nauczania wymaga dużego zaangażowania i odpowiedniego przygotowania ze strony dyrektorów i nauczycieli, nie da się tego jednak zrobić „w dwa dni”.
Reasumując, Ministerstwo zrzuca całą odpowiedzialność za postępy uczniów i podstawę programową na dyrektorów szkół, nauczycieli, uczniów i rodziców, informując społeczeństwo, że wszystko jest pod pełną kontrolą, stawiając szkoły przed sprzecznymi wyzwaniami, jakimi są realizacja pełnej podstawy programowej, dostosowanie systemu oceniania do nowych warunków i dbanie aby uczniowie nie spędzali zbyt wielu godzin przed komputerem. Kolejnym wprowadzeniem w błąd opinii publicznej jest informacja ministra MEN o tym, że uczniowie i nauczyciele posiadają niezbędną infrastrukturę (komputery, szybie i bezpieczne łącze internetowe) do zdalnej edukacji oraz, że w przypadku ich braku dyrektor i samorząd mają środki i możliwości doposażenia uczniów i nauczycieli w sprzęt. Prawda jest taka, że dopiero teraz MEN prowadzi badanie dostępności sprzętu: do 20.03 dyrektorzy na polecenie ministra badali tą dostępność, mając na to dwa dni. A przecież chodzi i analizę o potencjalnie poważnych skutkach finansowych zarówno dla szkól jak i samorządów.
Ponadto ani nauczyciele, ani uczniowie nie są przeszkoleni i przygotowani do wykorzystywania narzędzi zdalnego nauczania w takiej skali. W wielu rodzinach posiadających dwójkę i więcej dzieci jest tylko jeden komputer, a nie można wykluczyć sytuacji braku komputera albo awarii. Wielu uczniów nie posiada w domu nie tylko infrastruktury koniecznej do korzystania ze zdalnego nauczania, ale również nie ma własnej przestrzeni, która pozwalałaby spokojnie uczyć się on-line.
W tej trudnej sytuacji szkoły nie mogą liczyć na pomoc kuratoriów, których rola sprowadza się funkcji kontrolnych; kuratorzy próbują na wszelkie sposoby ankietować, kontrolować szkoły oraz zastraszać dyrektorów i aby wykazać, że system funkcjonuje poprawnie.
W analizie pomijam sposób funkcjonowania szkól branżowych i techników, w których szkolenie praktyczne jest kluczowym elementem procesu kształcenia. W przypadku średnich szkół technicznych zalecenia są podobne; uczyć przedmiotów praktycznych również metodami zdalnymi. Tyle, że jest to zadanie wyjątkowo trudne. Podobnie wyższe uczelnie techniczne mają przed sobą nie lada wyzwanie, ale MNiSW pomija sprawę milczeniem
Trudna jest rola dyrektorów szkół, którzy maja kilka dni na zmodyfikowanie programów nauczania, przeszkolenie nauczycieli z narzędzi kształcenia na odległość, uwzględnienie w pracy zdalnej realizacji różnych potrzeb edukacyjnych uczniów, w tym wynikających z niepełnosprawności, przygotowanie zdalnego monitorowania realizacji podstawy programowej i oceniania uczniów, opracowanie niezbędnych informacji dla nauczycieli, uczniów i rodziców o kształceniu na odległość. A to wszystko z uwzględnieniem BHP oraz zasad bezpieczeństwa w sieci oraz osobistą koordynacją i asystą dyrektora. Dodatkowo dyrektor ma czuwać nad treściami informacji przesyłanych uczniom przez nauczycieli.
Jak opanować ten wielki chaos odbijający się negatywnie na rodzicach i
uczniach i ostatecznie poziomie nauczania. Należy zacząć od standaryzacji
infrastruktury. Standaryzacja infrastruktury czyli dostęp do sprzętu,
oprogramowania i łączy internetowych, umożliwiających pracę online na
równych warunkach, musi stać się okazją do wyrównania szans szczególnie
dla uczniów i uczennic wykluczonych elektronicznie i cyfrowo. Nowe
podstawy nauczania, które należy stworzyć do nowego sposobu
przekazywania wiedzy powinny zdecydowanie odciążyć polskich uczniów i
uczennice z nadmiaru zbędnej, pamięciowej wiedzy. Wg badania PISA, polscy
piętnastolatkowie należą do najbardziej obciążonych nauką na świecie ze
średnią 47 godzin/tydzień.
W obecnych trudnych warunkach priorytetem powinno być zdrowie
szczególnie psychiczne dzieci jak i rodziców aby przetrwać w najlepszej kondycji
trudny okres izolacji, który może potrwać jeszcze długie miesiące. Powinniśmy
postawić na wzmacnianie relacji rodzic-dziecko zamiast obarczać rodzinę
koniecznością wypełnienia potrzebnych szkołom statystyk i dowodów, że
proces nauczania się odbywa. Nauka powinna skupić się na tematach
rzeczywiście istotnych a nauczyciele WF wzorem znanych trenerów, powinni
zadbać poprzez zajęcia online o dobrą kondycję dzieci i młodzieży. Minister
Edukacji nie powinien zapominać, że obecna sytuacja w jakiej znajduje się
polska gospodarka, to gigantyczne, bardzo obarczające wyzwanie dla rodziców,
którzy również zawodowo próbują się w nowej rzeczywistości odnaleźć. Szkoła i
wykonanie tysiąca zadań przesyłanych przez nauczycieli, nie może zdominować
życia rodziny
Mamy nadzieję, że MEN zamiast ogłaszać pełne ale pozorne zwycięstwo w
obszarze nauczania na odległość, zadba o rzeczywistą digitalizację i
standaryzację procesów nauczania wyłączających wykluczenia technologiczne
oraz adekwatne do potrzeb i sytuacji podstawy nauczania bez przeciążania
zarówno dzieci jak i rodziców.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i mieć odwagę przesunięcie terminów matur i
egzaminów dla ośmioklasistów. Z dużym prawdopodobieństwem rok szkolny
przedłuży się o miesiące do tej pory wakacyjne.
To powinien być czas na mądra, służącą społeczeństwu reformę systemu
edukacji.
Autorka: Krystyna Boczkowska Partia Zieloni, zarząd Stowarzyszenia Kongresu Kobiet
Comments